Toksyczne narzekanie
Narzekanie jest nawykiem tak głęboko w nas zakorzenionym, że wiele osób uczyniło z niego sposób na życie. O tym, dlaczego tyle zrzędzimy, jak odbija się to na naszym zdrowiu, w jaki sposób wpływa na ponoszone porażki lub osiągane sukcesy, jak zwykłe słowa potrafią nakręcać litanię skarg, zażaleń i pretensji do świata i w końcu o tym, jak zakaz narzekania może odmienić życie każdego z nas – opowiada Robert Oskwarek, trener biznesu i twórca „Zakazu Narzekania Show”.
Polska kultura narzekania
Co kraj, to obyczaj – znasz powiedzenie? Polska ponoć słynie z gościnności. Błąd! Tak naprawdę jesteśmy mistrzami w narzekaniu. Lubimy sobie pozrzędzić, pojojczyć, a nawet polamentować. Na co? Na wszystko! W narzekaniu jesteśmy bardzo kreatywni! Każdy temat jest dobry. Polityka, podatki, służba zdrowia, praca, korki, ceny, pogoda, mąż, żona, dzieci,pieniądze, własny wygląd, wakacje… Z każdego tematu można coś „wycisnąć”. W każdym potrafimy ścigać się z rozmówcą, kto ma gorzej. Słabe to zawody i nagroda taka sobie. Bo częste narzekanie prowadzi do automotywacji, ale o tym za chwilę.
Czytałem ostatnio rozmowę z profesorem Bogdanem Wojciszke – twórcą pojęcia „polska kultura narzekania”, który stwierdził, że jedną z najważniejszych funkcji narzekania jest nawiązywanie i podtrzymywanie kontaktów społecznych. Tak, mówienie źle o świecie jest zaproszeniem do rozmowy. Co więcej i co gorsza – zbliża do siebie społeczeństwo. Stwierdzenie „u mnie wszystko w porządku” odbierane jest jako sygnał „nie chcę z tobą rozmawiać”. Zapewne doświadczyłeś takiej sytuacji. Pytanie, po której stałeś stronie?
Pesymizm, optymizm, huraoptymizm
W opozycji do narzekania stoi optymizm. Ten w Polsce wzbudza podejrzenia. Osoby optymistycznie odbieramy często jako nieszczere, a wręcz zarozumiałe.
Z kolejnych badań, które potwierdzają te tezy wynika, że mówienie o swoich sukcesach jest w złym tonie. Niewiarygodne, ale uważa tak od 30 do 40% osób. To jakiś paradoks, ale tak właśnie funkcjonuje nasze społeczeństwo. Nie potrafimy rozmawiać o sukcesach. Zduszamy ten temat w zarodku.
Z kolei w Stanach Zjednoczonych, które w naszych oczach uchodzą za kraj pełen ludzi ogarniętych samouwielbieniem i euforią, osoby wypowiadające się o świecie pozytywnie, uchodzą za mądrzejsze. Mają one większą szansę na osiągnięcie sukcesu i wielu przypadkach osiągają go! Co więcej, wolą milczeć niż powiedzieć coś niemiłego. Szokujące, prawda? To efekt różnic kulturowych. Biorąc to wszystko pod uwagę, czy mamy prawo oceniać Amerykanów jako naród przesadnie wyrażający swój optymizm? Dodam tylko, że odsetek milionerów za Wielką Wodą jest ponad trzy razy większy niż w Polsce.
Nie twierdzę, że huraoptymizm jest miernikiem sukcesu. Twierdzę jedynie, że zakaz narzekania mógłby pomóc Polakom nabrać dystansu do siebie, rodziny, znajomych i reszty świata, pożegnać frustrację, odzyskać kontrolę i skupić się na swojej sile do działania, zamiast strzępić język po próżnicy i dołować siebie oraz innych.
Zainfekowani narzekaniem
Jak to jest, że tyle narzekamy? Zaczyna się od zaśmiecenia umysłu. Jesteśmy tego nieświadomi. Wróg zaczyna atakować kolejne narządy. Narzekanie przenosi się na język. Teoretycznie słyszymy, że ględzimy, ale ponieważ mamy już „chory umysł”, a w dodatku nasi rozmówcy ochoczo włączają się do rozmowy i wtórują tym negatywom, nie zauważamy, że coś jest nie tak. To znak, że „wirus narzekania” zaatakował już słuch i wzrok. Nie pominąłteż nosa, który z powodu chronicznego narzekania jest spuszczony na kwintę. Kąciki ust też lecą w dół. I na końcu najgorsze – przerzut na serce. Czujemy rozgoryczenie.
Ględzenie aż po grób!
Narzekanie na wszystko i wszystkich niejednego potrafiło doprowadzić do depresji. Nie ma takich badań i ciężko byłoby je przeprowadzić, lecz jestem pewien, że część osób, która przeniosła się już na tamten świat, mocno na to zapracowała zwykłym, niewinnym i jakże naturalnym dla nas narzekaniem. To przykre, ale sami serwujemy sobie niedobre samopoczucie, zaśmiecony umysł, język, a w efekcie choroby.
Mowa narzekania
Tak wiele ostatnio mówi się o mowie nienawiści. A nikt nie dostrzega, ile złego niesie za sobą mowa pełna narzekania. Z wypiekami na twarzy licytujemy się o to, kto ma w życiu gorzej. Czujemy pobudzenie, gdy tylko nadarzy się okazja do marudzenia. Narzekanie jest pod tym względem fantastyczne! Nie trzeba się na niczym znać, bo narzekać można na wszystko, mało konkretnie, ogólnikowo, ale z jakimi emocjami! Oj, jak chętnie wyrażamy w ten sposób swoje zdanie. „Nie znam się, więc się wypowiem” i lecimy z litanią skarg, zażaleń i pretensji do całego świata.
Mowę narzekania nakręcają też konkretne słowa. Do naszego codziennego języka weszły takie określenia jak „masakra”, „makabra”, „katastrofa”, „dramat”. To bardzo mocne słowa, które weszły do potocznej mowy. Ich rolą jest wzmocnienie przekazu. I tak na przykład koleżanka z pracy miała „masakra okres”, „jedzenie w hotelu to była katastrofa”, a „ten kolor to dramat”. Mocne słowa, nieadekwatne do sytuacji, ale działają! Nasza wypowiedź wzbudza więcej emocji i zgarnia więcej atencji. A tego oczekujemy narzekając. Uskarżamy się na los, „wygadujemy się”, bo to przynosi ulgę. Niestety nie przynosi rozwiązania. Dlatego wyplewiam „niedobre słowa” z naszego języka. Podobnie jak całe zwroty pełne żalu i pretensji.
Zakaz narzekania
Słowa, których używamy potrafią napędzać do działania. Ale mogą też działać jak łańcuch. Sam go sobie nakładasz i siedzisz uwiązany niczym pies przy budzie. Tracisz czas i energię na bezproduktywne narzekanie lub słuchanie narzekania innych. Dlatego tworzę świat wolny od narzekania. Oduczam tego szkodliwego nawyku, nie tylko w kwestii mowy, ale i myślenia, bo wszystko zaczyna się w naszych głowach. Uczę sposobu myślenia i działania prowadzących do automotywacji i efektywności osobistej. Przekazuję zasady, którymi kierują się ludzie wolni od narzekania.